II wojna światowa oczami mieszkańca Pszczyny (cz. 18)
Mieszkańcy Pszczyny, którzy w styczniu 1945 roku uniknęli deportacji w głąb Niemiec i pozostali w mieście, z niepokojem obserwowali rozwój wypadków związanych z przechodzeniem frontu, choć jednocześnie z wielką nadzieją spoglądali w przyszłość, licząc na zakończenie niemieckiej okupacji i odzyskanie wolności.
W kolejnym odcinku cyklu wspomnień Franciszka Szczepańczyka z okresu II wojny światowej w Pszczynie, kontynuujemy jego relację z ostatnich dni tego konfliktu. Zachowane wspomnienia, spisywane na bieżąco, dzień po dniu, stanowią wierny zapis walk o Pszczynę pomiędzy broniącymi się w niej siłami niemieckimi a wkraczającymi ze wschodu oddziałami radzieckimi. Zapis ten utrwalony został z pozycji mieszkańca Polnych Domów, obserwującego ruchy wojsk z okien swojego mieszkania, dlatego relacja ta oddaje zapewne jedynie częściowy obraz sytuacji, ale z uwagi na niedobór źródeł o podobnej proweniencji nabiera ona szczególnej wartości dla bliższego poznania okoliczności wkroczenia Armii Czerwonej do Pszczyny.
Przybycie na Polne Domy wojska radzieckiego
„Noc z poniedziałku na wtorek, tj. z 29 na 30 stycznia 1945 roku już się kończyła, ale jeszcze było ciemno. Na Polnych Domach był zupełny spokój. Nie można tu było zauważyć żadnego wojska. Niemcy już uciekli, a żołnierze radzieccy jeszcze nie przyszli. Leżeliśmy też już wszyscy w domu, ale nikt ze starszych nie mógł zasnąć. Czuliśmy pewną ulgę, że noc się kończy, a oczekiwanej bitwy tu nie było.
Wtem wczesnym rankiem, gdy już zaczęło się rozwidniać, ktoś począł stukać na drzwi do kuchni. Ktoś wszedł do sieni, bo drzwi z dworu do sieni zostawiliśmy niezamknięte. Słysząc pukanie, szybko się ubrałem i pobiegłem do kuchni, aby drzwi otworzyć. Wtem usłyszałem, że ktoś odchodzi od drzwi, stąpając po ziemi ciężkimi krokami. Ale gdy drzwi otworzyłem, kroki zwróciły się znów do kuchni. Za maleńką chwileczkę stanęło przy drzwiach przede mną dwóch żołnierzy. Pierwszy z nich zapytał głośno: «Germaniec?».
Zrozumiałem, że to już żołnierze radzieccy, więc zaraz odpowiadam: «Nie. Swój. Polak». Zaraz też poprosiłem żołnierzy do mieszkania. Gdy weszli do kuchni, poprosiłem ich, aby usiedli i odpoczęli. Oni jednak odpowiedzieli, że muszą iść dalej, a tu przyjdzie odpocząć kilku innych żołnierzy.
Wnet też przybył do nas radziecki porucznik z dwoma innymi oficerami oraz kilku żołnierzy. Byli wszyscy dla nas jako dla Polaków bardzo uprzejmi. Po niejakim czasie przybył tu jeszcze radziecki komisarz, jak go nazywano. Był to człowiek młody, liczący około dwudziestu lat. Powiedział on porucznikowi, że w pobliżu zostało schwytanych dwóch cywilów z karabinami. Ponieważ nie umieli się wytłumaczyć, więc zostali zastrzeleni. I rzeczywiście, obok sąsiada Kaszoka można było zobaczyć leżących przy drodze dwóch zastrzelonych cywilów. Nikt ich tu nie znał. Zapewne byli to zabłąkani volkssturmowcy. Jednemu ktoś zdjął z nóg buty.
Teraz od rana aż do wieczora w dniu 30 stycznia 1945 roku przechodziło polną drogą od Jankowic ku Czarkowowi, tuż obok naszego domu, wojsko radzieckie. Prócz maszerujących kolumn jechała też artyleria i tabory. W ten sposób okrążano Pszczynę, w której znajdowało się wiele wojska niemieckiego, mającego bronić Pszczyny. Miasto jednak było pozbawione światła i wody, bo już w niedzielę, 28 stycznia, urządzenia elektryczne i wodociągowe zostały zniszczone. Nie ucierpieli przez to ludzie na Polnych Domach, bo tam jeszcze nie było tych urządzeń, a ludzie czerpali wodę ze studni i świecili lampami naftowymi”.
Komentarz i opracowanie: Jarosław Zawisza
powrót