II wojna światowa oczami mieszkańca Pszczyny (cz. 17)
Ostatnie dni stycznia 1945 roku mieszkańcom Pszczyny przyniosły nadzieję na zakończenie ciągnącej się od ponad pięciu lat wojny. Ożywiająca wizja odzyskania wolności od niemieckiego okupanta mieszała się jednak z niepokojącym widmem krwawych walk frontowych, na linii których miało znaleźć się miasto. Nikt nie mógł przewidzieć, w jakim stanie Pszczyna wyjdzie z tej ostatniej fazy wyniszczającego konfliktu.
Napiętą atmosferę ostatnich dni II wojny światowej na ulicach Pszczyny oddaje relacja Franciszka Szczepańczyka, która stanowi dzisiaj nieocenione źródło wiedzy o tamtych wydarzeniach, opisanych dzień po dniu, w niemalże kronikarskim duchu. W kolejnej części cyklu wspomnień wojennych przybliżamy gorączkowe przygotowania Niemców do obrony miasta przed nadciągającymi wojskami radzieckimi.
Tajny rozkaz gauleitera Brachta
„W środę, 24 stycznia 1945 roku, gauleiter, czyli niemiecki wojewoda śląski, Bracht, wzywał ludność Katowic do walki z armią radziecką, a sam potajemnie uciekł do Pszczyny. Tu zamieszkał w budynku starostwa. Zaraz też wydał zarządzenie do wszystkich mieszkańców Pszczyny, aby nikt nie wychodził z domu, gdy słychać będzie głos syreny i gdy w kościele zaczną dzwonić dzwony. Miało to znaczyć, że wojska radzieckie się zbliżają i że niebezpiecznie jest wychodzić wówczas z domu. Natomiast dla Niemców wydał tajny okólnik, by wszyscy w tym czasie zgromadzili się na rynku, aby razem opuścić Pszczynę.
W nocy ze środy na czwartek, tj. z 24 na 25 stycznia 1945 roku, państwo Pustówkowie przybyli do nas z ulicy Bieruńskiej o godzinie 1 w nocy, aby razem z nami przepędzić czas aż do nadejścia wojsk radzieckich.
I rzeczywiście, w czwartek, 25 stycznia rano, około godziny 7-mej, zabuczała w Pszczynie syrena i poczęto bić w dzwony na wieży kościelnej. Myśleliśmy, że już chwila wolności nadeszła i poczęliśmy za to dziękować Bogu. Ale radość nasza było przedwczesna, bo wojska niemieckie jeszcze przez dwa tygodnie pozostawały w Pszczynie.
Natomiast na głos czwartkowej syreny i bicia dzwonów, stosownie do rozkazu gauleitera, zebrali się na rynku wszyscy miejscowi Niemcy z rodzinami i pakunkami, aby samochodami ciężarowymi uciekać z Pszczyny. Powstała panika, bo wojska radzieckie były coraz bliżej. Tylko Polacy czekali spokojnie i z radością na przybycie Rosjan.
W początkach styczniowej ofensywy zabrano z Pszczyny starych Niemców do wojska i cały transport volkssturmistów wysłano na front do walki. Transport ten pod Częstochową został rozbity. Zginęło wówczas z Pszczyny kilkunastu Niemców, a między nimi dentysta Pawlik i lekarz Kittel. Piekarz Fuchs z Podstarzyńca wrócił do domu ranny”.
Wykorzystano fragmenty tomu 151. rękopisów Franciszka Szczepańczyka, pochodzącego ze zbiorów Pani Zofii Szczepańczyk.
Komentarz i opracowanie: Jarosław Zawisza
powrót