II wojna światowa oczami mieszkańca Pszczyny (cz. 9)
Życie pod okupacją niemiecką wymagało ciągłego podejmowania trudnych
decyzji, które dla Polaków mogły zaważyć na dalszym ich losie. Tak było w przypadku
tzw. volkslisty, której odmowa podpisania groziła zesłaniem do obozu śmierci, z kolei jej
podpisanie - jak pokazała rzeczywistość powojenna - skazywało rodzinę na piętno
zdrady narodu polskiego, karanej w procesach sądowych przez władzę ludową.
Sprawa volkslisty
„Volkslisty miały uprawnić Niemców do brania ze Śląska rekrutów. Było to właśnie w roku
1941, kiedy wraz z Pustówką mieszkaliśmy jeszcze w Schäfferwilli. Jak wszystkim
mieszkańcom Pszczyny, tak i nam doręczono z magistratu odpowiednie formularze, aby po
ich wypełnieniu i podpisaniu w odpowiednim terminie oddać je w magistracie. Powiedziano,
że owe formularze musi wypełnić i podpisać każdy pełnoletni mieszkaniec Śląska, a więc i
Pszczyny. Ja jednak postanowiłem owych formularzy na volkslistę nie oddawać. Ja przecież
jestem Polakiem i nie chcę być Niemcem.
Nie dawano jednak spokoju, starając się nakłonić mnie do podpisania volkslisty. Przyjaciele
tłumaczyli mi, że powinienem volkslistę podpisać, bo Polacy z zagranicy przez radio wzywali
Polaków na Śląsku, aby maskowali się i udawali Niemców, i tak uniknęli zagłady. Niemcy też
mnie nakłaniali, twierdząc, że wszyscy Polacy zostaną ze Śląska usunięci.
Byłem jednak stanowczo przeciwny podpisaniu volkslisty. Jakżeż mogę pisać, że jestem
Niemcem - mówiłem - skoro jestem Polakiem. Kłamać nie chcę.
Ale prośby i groźby nie ustawały, a termin końcowy oddania volkslisty się zbliżał. Wszyscy
sąsiedzi podpisali już volkslisty, a my, to znaczy ja z żoną i całą rodziną - nie. Było to
oczywiste narażanie się Niemcom.
Wykorzystano fragmenty tomu 151. rękopisów Franciszka Szczepańczyka, pochodzącego ze
zbiorów Pani Zofii Szczepańczyk.
Komentarz i opracowanie: Jarosław Zawisza
powrót