II wojna światowa oczami mieszkańca Pszczyny (cz. 4)
Wrześniowa ewakuacja ludności uchodzącej z Pszczyny przed armią niemiecką niespodziewanie utraciła dalszy sens po zaatakowaniu wschodnich kresów Rzeczypospolitej przez żołnierzy sił radzieckich. 17 września okazało się, że ponad dwutygodniowa wędrówka w poszukiwaniu spokoju od agresora z zachodu była marszem w objęcia innego wroga - tego zza wschodniej granicy. Jeśli w niektórych tliła się jeszcze nadzieja na zwycięstwo Polski w starciu z nieprzyjacielem, tamtego dnia zgasła ona na długi okres.
Kolejne fragmenty relacji Franciszka Szczepańczyka z jego wrześniowej ewakuacji wraz z liczną rodziną na wschód obrazują jak silny wpływ na decyzje podejmowane w warunkach zagrożenia życia miała psychologia tłumu oraz jak niepewny był los dalszej wędrówki w każdym kolejnym dniu wojny.
Rozstanie się z żoną i dziećmi
„Po drodze w stronę Nowego Korczyna, pospieszając z wojskiem, widzieliśmy, że żołnierze co pewien czas pochwycili jakiegoś szpiega albo niemieckiego dywersanta. Widzieliśmy też, jak przed nami żołnierze prowadzili dywersanta w stroju lotnika. Podejrzane o szpiegostwo osoby chwytano i oddawano pod sąd wojenny.
Gdyby nie my, to gdzieś koło Grodowic czy Trębaczowa, żołnierze zastrzeliliby bibliotekarza Instytutu Pedagogicznego w Katowicach. Uchodził on też z Katowic i w notesiku znaczył ślady przebytej drogi. Nie wiem na co mu to było potrzebne. Ale zauważyli to żołnierze, aresztowali go jako szpiega, uważając, że czyni w notesie notatki, aby przekazać je Niemcom. Nie pomogło tłumaczenie się, że rysunki w notesie robi dla siebie na pamiątkę. Uznano go za szpiega. Wtem zobaczył nas na drodze. Znał mnie i Sławka, bo przed kilku laty ja uczęszczałem na Instytut, a krótko przed wojną także Sławek korzystał z biblioteki Instytutu. Powołał się na nas jako na znajomych. Zaświadczyliśmy tedy, że to nie jest żaden szpieg, ale bibliotekarz Instytutu Pedagogicznego w Katowicach. W ten sposób uratowaliśmy go od niechybnej śmierci przez rozstrzelanie.
(…) Kiedyśmy znaleźli się w Kocicach, zauważyliśmy, że dalej uciekają tylko sami mężczyźni. Ktoś bowiem zarządził, że kobiety i dzieci mają pozostać, a dalej uciekać muszą tylko sami mężczyźni. Front wojenny się zbliża i Niemcy wnet przybędą. Kobiety i dzieci zostawiają w spokoju, ale napotkanych mężczyzn zabierają, wcielają do swego wojska i wysyłają na front.
Żyjąc przez cały czas nerwami i nie zastanawiając się nad rozkazem, nikt nie miał odwagi mu się sprzeciwić. Toteż dalej uciekali tylko mężczyźni.
Jak dotąd uciekaliśmy gromadnie całą rodziną, tak teraz z konieczności musieliśmy się rozłączyć. W Kocicach więc pożegnaliśmy się z sobą i żona z dziećmi miała powrócić do domu, ja zaś ze Sławkiem zmuszeni byliśmy dalej uciekać. Wziąłem więc z sobą trochę pieniędzy na dalszą tułaczkę, a resztę zostawiłem żonie”.
Komentarz i opracowanie: Jarosław Zawisza
powrót