Przyczynki do powstań śląskich (11)
Sto lat temu wielu powstańców w przypływie emocji i w przekonaniu, że oto los ich małej ojczyzny znalazł się w ich rękach, ruszyło na front z wiarą w lepszą przyszłość, być może nawet z pewnym hurraoptymizmem. Czy podobny nastrój udzielał się jednak ich krewnym?
Dla licznych górnośląskich rodzin - zwłaszcza rodziców młodych powstańców - tamte majowe dni były czasem prawdziwego niepokoju, przeplatającego się z lękiem o los najbliższych. Życie ich synów, mężów, niejednokrotnie także ojców, stało się ważniejsze niż patriotyczne ideały. Warto w setną rocznicę tamtych wydarzeń uświadomić sobie, iż powstania, obok nadziei, wniosły w wiele domów także tragedię śmierci ich mieszkańców.
Choć Pszczyna w III powstaniu śląskim znalazła się na peryferiach walk, ból po stracie powstańców dotykał także tutejsze rodziny. Drżenie o los bliskich nie było udziałem rodzin wyłącznie tych, którzy znaleźli się w bezpośrednim ogniu walk. Zapewne w równym stopniu było ono obecne wśród rodzin powstańców, którzy nie zostali wysłani w najbardziej zagrożony rejon, ale pozostali na miejscu. Tutaj również byli narażeni na szereg niebezpieczeństw. Obrazują to przywołane w poprzednim odcinku „Przyczynków…” losy powstańców, którzy znaleźli się w niewoli i zostali zamknięci w piwnicach pałacu pszczyńskiego. Niniejszy artykuł kontynuuje ten wątek. Nadal podążamy w nim za wspomnieniami Piotra Szymańdy, który w pierwszych dniach trzeciego powstania stał się bezpośrednim świadkiem „kuchni” powstańczej, a więc tego wszystkiego, co działo się w siedzibie komendy powstańczej na powiat pszczyński, ulokowanej w gospodzie Brandysa w Jankowicach. Szymańda znalazł się w niej 5 maja. Przy okazji autor wspomnień zdradza, jak bardzo niejednoznaczny stosunek do powstańców przejawiali dowódcy sił alianckich, stacjonujących na obszarze plebiscytowym. Granicę pomiędzy odmiennymi stanowiskami aliantów wyznaczała ich narodowość.
Komentarz i opracowanie: Jarosław Zawisza
powrót