Sklep Maxa Karlinera na Boże Narodzenie
Sklep kolonialny Maxa Karlinera znajdował się w kamienicy przy pszczyńskim rynku pod numerem 15 i funkcjonował pomyślnie przez piętnaście lat, aż do 1922 roku, kiedy to jego właściciel przeprowadził się do ówczesnego Hindenburga, czyli Zabrza.
Na łamach pszczyńskiej prasy codziennej nie znajdziemy aż tak wielu reklam ze sklepu Karlinera, jak z przedsiębiorstw innych kupców. Być może wynika to z faktu, że wielu produktów żywnościowych po prostu nie trzeba było specjalnie reklamować, bo i tak schodziły z półek sklepowych.
Nasilenie się reklam w gazetach miało miejsce kilka razy w roku, a po raz ostatni rozpoczynało się pod koniec listopada i przybierało na sile w połowie grudnia, a to w związku z rozpoczynającym się wówczas wielkim bumem zakupowym, związanym ze zbliżającym się Bożym Narodzeniem. Świąteczne ogłoszenia z licznymi kuszącymi ofertami, często sporych rozmiarów, powodujące zwiększenie liczby stron w gazecie, nadawali przede wszystkim kupcy oferujący wszystko poza żywnością, ponieważ to u nich można było najczęściej nabyć specjalnie sprowadzane w tym czasie rzeczy, którymi można było obdarować swoich najbliższych.
Oczywiście, poza zakupem prezentów, wiele uwagi każda gospodyni poświęcała na przygotowanie świątecznej strawy dla swoich domowników. Z pomocą przychodzili im oczywiście kupcy tacy jak właśnie Karliner, którzy na okres bożonarodzeniowy także starali się oferować niecodziennie będące w sprzedaży produkty, które z pewnością idealnie nadawały się na wigilijny stół.
W swojej reklamie, opublikowanej 19 grudnia 1913 roku na łamach „Oeffentlicher Anzeiger für den Kreis Pleß”, kupiec uprzejmie przypomniał szanownym mieszkańcom o - jak zaznaczył - bogatym asortymencie swojego sklepu, szczególnie polecając duży wybór ozdób choinkowych, miodowników i słodyczy ze słynnej już w tamtym czasie raciborskiej firmy rodziny Sobtzicków.
Gdybyśmy się cofnęli w czasie o 107 lat, u Karlinera ponadto nabylibyśmy także różne gatunki orzechów, czekolady oraz marcepan, którego nie mogło zabraknąć w żadnym górnośląskim domostwie. Wszystkie trzy produkty można było po prostu zjeść, ale także wykorzystać do upieczenia świątecznego ciasta. Gdyby nagle w kuchni zabrakło do jego przygotowania mąki lub przypraw, kupiec nie zawodził swoich klientek i wychodził z pomocą, oferując wiele ich rodzajów. Ponadto polecał konserwy i zalane słodkim syropem owoce w puszkach - jak zaznaczył - po oszałamiająco niskich cenach. Z pewnością na oferty te skusiła się niejedna pani domu.
Sławomir Pastuszka
powrót